25 czerwca 2012

Mój pierwszy helikopter - symulator

Osoby pragnące rozpocząć swoją przygodę ze zdalnie sterowanymi sterowanymi helikopterami (zwłaszcza sześciokanałowymi) zwykle zadają na forum pytanie:
Jaki model wybrać na początek?
Wtedy w jednym z postów, najczęściej na pierwszej stronie, pada odpowiedź sugerująca zaopatrzenie się absolutnie w pierwszej kolejności w symulator i aparaturę. Jakkolwiek wydaje mi się, że rozumiem osoby, które udzielają takiej rady, to w mojej opinii nie jest ona najlepsza.

Przypuszczam, że proponują to bardziej zaawansowani modelarze z pewnym doświadczeniem, które mówi, że szkoda rozbijać model, zanim nie opanuje się podstaw sterowania i kolejnych elementów lotu na symulatorze. Zdają sobie oni również sprawę, jak ważna jest wygodna i pewnie działająca aparatura. Stąd też zapewne uznają, że szkoda, aby kolejna osoba popełniała te same błędy, które oni już przeszli i proponują od razu awans to wyższej ligi nadajników.

Z tyłu głowy mają także względy bezpieczeństwa. Powiedzmy otwarcie - nieopanowany śmigłowiec stanowi duże ryzyko dla otoczenia. Oczywiście im większy śmigłowiec, tym gorsze skutki wypadku z jego udziałem. A niestety zdarzają się absurdy, kiedy osoby bez żadnego doświadczenia, bądź zafascynowane łatwością sterowania pokojowym 3.5 kanałowcem (długość ok 20cm, masa ok 0.2kg) pytają, jaki model klasy 600 (długość kadłuba ok 115cm, średnica wirnika ok. 135cm, masa dochodząca do 4kg) mogą kupić na początek do ćwiczeń.

Z drugiej strony jednak modelarstwo to nie tylko sama sztuka pilotażu i wykonywania akrobacji. To również ogrom wiedzy towarzyszącej związanej z inżynierią lotnictwa, fizyką, mechaniką, elektroniką. Symulator to wyłącznie nauka kiwania drążkami. Bardzo cenna nauka, lecz moim zdaniem niewystarczająca.

Wiedza o tym, jakie zjawiska występują podczas lotu śmigłowcem, znajomość zasad działania głowicy, praktyka składania i regulowania modelu nie są dane z góry. Każdy musi przejść tę drogę samemu i w swoim tempie. Symulator nie dostarczy umiejętności obchodzenia się z akumulatorem litowo polimerowym, aby nie spowodować przy okazji pożaru. W symulatorze dużo aspektów jest wyidealizowanych i nie trzeba na przykład przelutowywać wtyczek akumulatora ani balansować jego cel, a łopaty są zawsze dobrze wyważone. Umiejętności pozyskane tą drogą są wysoce niepełne. Wręcz w skrajnym przypadku nadmierna pewność wywołana przez znakomite osiągnięcia na komputerze, lecz nie poparta praktyką, może być równie niebezpieczna co zupełnie nonszalanckie podejście do tematu.

No i wisienka na torcie, czyli jakże cenne spotkania z innymi modelarzami i wymiana wiedzy - tego nie da w żaden sposób zasymulować siedząc przed komputerem.

Kolejny godnym uwagi aspektem jest to, że aparatura i symulator to całkiem niebagatelny wydatek, jak na zaawansowaną "grę komputerową". Pamiętajmy, że rapidshare nie jest oficjalnym kanałem dystrybucji taniego oprogramowania i wypadałoby się zaopatrzyć w legalną wersję. Osoby, które chcą zacząć modelarską przygodę, zwykle deklarują kwoty rzędu 400÷800 zł. Przyzwoita aparatura i symulator, to wydatek minimum 800zł. I nic już na model nie zostało. Pozostaje siedzieć w domu i cieszyć się, że ma się niezłą aparaturę i fajny symulator, do momentu kiedy się nie znudzi. A za owe 800 zł można również kupić gotowy, nowy model z aparaturą, może nie tak wspaniały jak komplety za 3000 zł, ale jednak dający możliwość wejścia małymi krokami w realny świat modelarstwa.

Podsumowując: symulator a i owszem, ale moim zdaniem wcale nie obowiązkowo na początek. Stanowi on dobre uzupełnienie, pozwala redukować koszty i częstotliwość napraw, ale sam w sobie nie jest w stanie dostarczyć wiedzy, którą daje obcowanie z prawdziwym śmigłowcem i z ludźmi o podobnej pasji. Podnoszenie go do rangi fetyszu, który rozwiązuje wszystkie problemy pilota uznaję za nieco przesadzone i proponuję w zamian arystotelesowski złoty środek.

Ja na razie ćwiczę bez symulatora. Próbowałem przez chwilę, ale się zniechęciłem. Przez to uczę się powoli, bo staram się oszczędzać mój model i kieszeń, ale jest to najmojsza nauka. Na prawdziwych błędach i w realnym świecie, z autentycznym wiatrem, który mogę poczuć, z prawdziwym meszkami i komarami, które gryzą czasem w ręce i próbują wejść do oczu i prawdziwym kombinowaniem, jak robić, żeby akumulator nie spuchł. Myślę, że kiedy dotrę do etapu lotów 3d, wtedy powrócę do symulatora, ale wiedza, którą zdobędę do tego momentu, będzie jak mastercard - bezcenna.

0 komentarze:

Prześlij komentarz